Dobry dzień na kolejny rozdział :) Yaay dziś obchodzimy Dzień Avatara. Super!
***
Wiał tak mocny wiatr, że nawet Appa nie mógł dalej iść. Wielki bizon padł na ziemię i zamknął oczy. Awatar podbiegł do bizona i próbował go obudzić. Aang spojrzał na przyjaciół, a w jego oczach zaczęły zbierać się łzy.- Nie dam rady. - odparł mnich padając na kolana. - Zawiodłem...
- Nie, nie zawiodłeś. - Katara podeszła do chłopaka i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Tak zawiódł. - odparł Sokka kładąc się na piach.
- Oj przestań! - krzyknęła Katara. - Damy rade. - dziewczyna pomogła wstać dla Aanga, a następnie Sokki.
- Ej Aang ktoś tam idzie. - wojownik wskazał palcem na starca który kierował się w ich stronę. W ręku trzymał nietypową buteleczkę.
Awatar od razu podbiegł do starca.
- Witaj. - mnich ukłonił się nisko. - Jesteś przyjacielem Bumi'ego?
- Niestety nie, ale wiem kogo szukacie. - odparł starzec.
- To świetnie! No, a powiesz nam gdzie on jest? - spytał Sokka.
- Tak jesteście niedaleko. To w tamtą stronę. - stary mężczyzna wskazał palcem dalszą drogę.
- Oj dziękuję! - Awatar krzyknął ze szczęścia. I zaczął kierować się w stronę wskazanego miejsca.
- Stój! - starzec podszedł do Awatara. - Mam coś dla was. Pomoże wam.
- Co takiego? - spytał ciekawy mnich.
- W tej buteleczce jest woda która ma bardzo niezwykłe właściwości. Widzę, że potrzebujecie jej.
- Jakie właściwości dokładnie? - spytał wojownik.
- Potrafi przywrócić silę. Widzę, że jej potrzebujecie.
- Tak! - wojownik zaczął krzyczeć ze szczęścia. - Zbawienie!
- Nie tak szybko... Tylko jedna osoba może się tego napić.
Z twarzy Sokki powoli znikał uśmiech.
- Co?! Jedna?
- Tak, jedna. - odparł starzec.
- Ehm... Aang napij się ty tego bardzo będziesz potrzebował. - Sokka położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Nie ja... Damy to dla Appy. Tylko on może nas stąd wyciągnąć. - mnich wziął buteleczkę i kierował się w stronę bizona.
- Stój! Ja mu to dam. - Katara podeszła do Awatara i wzięła butelkę. Następnie wlała magiczną wodę do pyska bizona.
Appa wstał i czuł się jak nowo narodzony.
- Dziękuję. - mnich ukłonił się nisko. - Ale co zrobimy z wiatrem pustynnym?
- Nie martwcie się! - starzec uniósł ręce wysoko i powstrzymał wiatr. - To nie na długo! Szybko!
Przyjaciele pokierowali się w wyznaczone miejsce.
- Patrz! Tu rzeczywiście ktoś mieszka! - krzyknął szczęśliwy Sokka.
- Straciliśmy kolejny dzień Aang... - powiedziała lekko zaniepokojona Katara trzymając Toph.
- Jesteśmy na miejscu. - odparł mnich.
- Ty i Sokka idźcie! Ja zostanę tu z Toph.
Awatar podbiegł do Katary i położył dłonie na jej policzkach. Po chwili ich usta złączyły się w bardzo delikatnym pocałunku.
- Porozmawiamy z nim i wrócimy.
Aang i Sokka pokierowali się stronę chaty. Wojownik chciał zapukać lecz drzwi same się otworzyły.
- Ktoś chyba widział, że będzie mieć gościa. Wchodzimy.
- No nie wiem Sokka, ktoś może sobie tego nie życzyć. - odparł lekko wystraszony mnich.
- Kim jesteście?! - krzyknął mężczyzna.
- Jestem Awatarem i bliskim przyjacielem Bumi'ego. - mnich pokłonił się w stylu maga ziemi.
- Bumi'ego? Zapraszam. - Mężczyzna zaprosił przyjaciół do kuchni i przygotował jedzenie. - Musicie być bardzo głodni.
- Ehm... Tak. - odparł mnich, wziął miskę jedzenie i wyszedł na dwór. Wskoczył na bizona i ujrzał siedzącą Toph. - Ale, ale jak to? - zaczął się jąkać.
- Mm... jedzenie. - niewidoma dziewczyna wzięła miskę i zaczęła jeść.
- No bo jak wzięłam tą buteleczkę to trochę wody zostawiłam... - niebieskooka spuściła głowę w dół i nie patrzyła dla chłopaka w oczy.
- Nic się nie stało Kataro. - Awatar uśmiechnął się w stronę dziewczyny. - Muszę iść mamy nie wiele czasu.
Aang wrócił do Sokki i przyjaciela Bumi'ego.
- Dobrze, że przyszedłeś. Tak w ogóle nazywam się Tarris. Co was tutaj sprowadza?
- Miło mi. Chciałbym dowiedzieć się coś o jaskini AusJahn... - po tych słowach mężczyzną zaniemówił. - Co to za jaskinia i dlaczego wszyscy jak się nią przejmują? - spytał.
- Dobrze opowiem to co wiem. Podczas wojny z narodem ognia, każde miasto broniło się jak tylko mogło. W pewnej wiosce żył młody mężczyzna który nazywał się Jahn. W jego wielki dzień, kiedy miał barć ślub ze swoją ukochaną napadnięto na jego wioskę. Jahn musiał za wszelką cenę bronić wioski i ukrył swoją ukochaną Ausellie w specjalnym miejscu gdzie nikt jej nie znajdzie. Walka nie trwała długo, ponieważ naród ognia miał przewagę. Więc wszyscy się poddali. Jahn uciekł. Szwendał się bo dalekich wioskach królestwa ziemi. Pewnego dnia spotkał na drodze starą kobietę, która prosiła o pomoc. Jahn nie udzielił jej pomocy i upokorzył kobietę. Staruszka okazała się być starożytną szamanką która rzuciła klątwę na mężczyznę. Podobnie uwięziła jego duszę w jaskini gdzie miał zgnić. Tak głosi legenda.
- Ehm... Co oznaczają te zwoje? Chcę dowiedzieć się więcej. - odparł mnich.
- No nie... - Tarris spojrzał na zwoje i rysunki. - Jest gorzej niż myślałem...
- Dlaczego? - spytał Sokka z buzią pełną mięsa.
- Legenda głosi również. Gdy słońce i księżyc będą na przeciw siebie to Jahn uwolni się z jaskini i będzie chciał zniszczyć wszystko.
- Czemu słońce będzie na przeciw księżyca? - spytał bardziej ciekawy Aang.
- Trwa to 3 dni... Wtedy wszystkie duchy będą w świcie materialnym i dusza Jahn'a będzie mogła się wydostać. - odparł mężczyzna.
- Przecież mogę go pokonać?
- Aang to nie jest takie proste. Jahn jest najpotężniejszym magiem ziemi, nikt go nie powstrzyma...
- Ale przecież Aang jest Awatarem, tak? - odparł Sokka.
- Tak, ale jest nomadem powietrza co mu bardzo by przeszkodziło. Walczył by z naturalnym przeciwieństwem...
- O co chodzi z tą drugą stroną jaskini? I kto chce ją otworzyć? - mnich był bardzo zdenerwowany lecz chciał wiedzieć więcej.
- Istnieje inny sposób który może uwolnić Jahn'a. Jak sama nazwa mówi jest druga strona jaskini. Są na niej wyryte cztery dłonie, czyli cztery żywioły. Podejrzewam, że brat bliźniak Jahn'a chce ją otworzyć. Jeśli znajdzie osoby które mu ją otworzą to będzie już koniec dla nas wszystkich. Jego brat musi znaleźć czterech magów odpowiedniej nacji i położyć ich dłonie na wyrytych miejscach.
- To mu się nie uda. - uśmiechnął się Sokka. - Przecież nie ma już więcej magów powietrza, tak? Więc, gościu nie otworzy tej jaskini.
- Chciałbym aby tak było Sokka.
- Ehm... Co masz na myśli? - spytał Awatar.
- Czternaście lat temu urodziła się dziewczyna, która jest magiem powietrza... - po tych słowach Aang i Sokka zaniemówili. Mnich nie wiedział czy ma się cieszyć czy płakać...
- To wyjaśnia mój sen... Gdzie ją znajdę? - spytał szczęśliwy Awatar.
- Mieszka gdzieś w królestwie ziemi. Sam musisz ją znaleźć...
- Ale skąd ty to wiesz? - Sokka zdziwił się słowami mężczyzny. Tarris uśmiechnął się i nic nie odpowiedział.
- Przecież byłem ostatnim magiem powietrza który przeżył... - odparł Awatar.
- Będziesz musiał się jej zapytać Aang... - odpowiedział mężczyzna dając woreczek jedzenia i picia dla przyjaciół.
- Dziękuję za wszystkie informację. Musimy wracać. - Sokka i Aang wstali i pokierowali się stronę bizona.
- Aang, stój! - odparł mężczyzna łapiąc Awatara za ramię. - Musisz ją znaleźć jak najszybciej!
- Rozumiem.
Przyjaciele ruszyli. Sokka dokładnie oglądał mapę i kierował bizona. Nagle zaczął wiać bardzo silny wiatr.
- Ał... - krzyknęła Katara łapiąc się za rękę. Po chwili wiatr nagle ustaną.
- To było dziwne. - odparła Toph.
- Kataro co się stało? - mnich odsłonił rękę. - Coś ci się wbiło, poczekaj wyciągnę. - Awatar wyciągnął średniej wielkości kolec i wyrzucił. - Już. - odparł i pocałował dziewczynę w policzek.
- Aang! - krzyknął Sokka. - Mam złe wieści i dobre. Dobra jest taka, że już prawię wylecieliśmy, jest prosta droga.
- A ta zła? - spytał mnich.
- No, że ... PUSTYNIA ZNIKA! - wojownik zaczął krzyczeć jeszcze głośniej.
Awatar przejął ster i szybko pokierował Appe. Na szczęście udało im się wyjść z pustyni w ostatnich sekundach.
- Uff... - odparł Sokka przecierając czoło.
- Gdzie teraz Iskrzące Paluszki? - zaśmiała się Toph.
- Do Południowej Świątyni Powietrza. - powiedział mnich i pokierował bizona.